piątek, 12 sierpnia 2016

1. Zawsze chodzi o coś więcej

  Łucji zawsze wydawało się, że jest całkiem inteligentna. Nie chodziło nawet o przyzwoitą średnią albo pierwsze miejsce w powiatowym konkursie z historii. Po prostu czuła, że rozumie wiele rzeczy. Ale to też nie było nic w rodzaju logarytmów czy praw fizyki. Tak jakby rozumiała pewne procesy i rozróżniała dobro od zła. Kiedy dopadał ją zły humor, a zewsząd atakowały kompleksy, lubiła sobie uświadamiać na nowo, że nie jest jakąś pustą lalką. Przecież zależy jej na dobrych studiach i satysfakcjonującej pracy. Rzadko zachowuje się  bezmyślnie i stara się ponosić konsekwencje swoich działań. Zawsze podnosiło ją na duchu, że jej życie mogło rzeczywiście dążyć do jakiegoś konkretnego celu. Bo jakim cudem osoba ambitna, która żyła nie tylko własnymi potrzebami i myślała przyszłościowo, mogła skończyć jako chociażby kasjerka? Istniała ogromna szansa, że stanie się kimś ważnym i zapamiętanym. Łucja po prostu to czuła.

   Ogarnięta takimi rozmyślaniami szorowała podłogę w pokoju 22. Za niecałe pół godziny miało przyjechać małżeństwo, które zarezerwowało właśnie ten apartament. A on dalej wyglądał jak chlew. Przez hotel przewijało się mnóstwo ludzi. Wszyscy dyskretnie zaglądali za uchylone drzwi i uciekali zażenowani lub rozbawieni, widząc młodą, ładną dziewczynę na klęczkach, która prawdopodobnie próbowała zedrzeć panele szczotką, warcząc przy tym wściekle za każdym razem, gdy wypadała jej z rąk. Dziewczyna postanowiła podarować sobie sprawdzanie czystości pod łóżkami, licząc, że szefowa nie zdąży tego zauważyć, zanim przyjadą goście. Miała też nadzieję, że ich poprzednicy nie zostawili tam brudnych majtek albo starych kanapek, co zdarzało się w tym hotelu wyjątkowo często. Łucja wzdrygnęła się z obrzydzenia, gdy przypomniała sobie ten pechowy dzień, w którym sprzątając, znalazła nadgryzionego batonika z zębem w środku. Ludzie potrafili być wyjątkowo obrzydliwi i niekulturalni.

   Po skończonej pracy zeszła do gabinetu szefowej.
   — Wolno ci dziś szło — powitała ją kobieta ze swoim standardowym grymasem obrzydzenia. Choć Łucja nic nie odpowiedziała, w duchu musiała jej przyznać rację. Od kilku dni czuła się paskudnie. Coś wysysało całą jej energię życiową. Gdy zabierała się do jakiejkolwiek pracy, czuła się, jakby sunęła w gęstym miodzie. — Za tydzień nie będziesz potrzebna.
Świetnie, podsumowała dzisiejszy dzień w myślach, zgarniając z biurka kilka pomiętych banknotów. Czekały ją kolejne długie dni oszczędzania tej, pożal się Boże, wypłaty, żeby nie zostać skazaną na błaganie mamy o pieniądze nawet na głupiego batonika. Prawdopodobnie szefowa znów zapomni o niej na miesiąc i zadzwoni obrażona na samą siebie, że musi się zniżać do rozmowy z nieletnią podwładną. Po cholerę była jej taka praca, skoro musiała tyle czekać albo błagać o chociaż kilka godzin szorowania podłóg? Łucja po raz kolejny tego dnia wzięła głęboki oddech i przypomniała sobie, że czas, kiedy naprawdę coś osiągnie, jest jeszcze przed nią. To przyniosło spodziewaną ulgę. Nie tracąc ani chwili, pospiesznie opuściła budynek.

   Potwornie kręciło jej się w głowie. Od kilku dni czuła się, jakby miała lada chwila umrzeć. Dosłownie. Warkot silników na ulicy drażnił jej uszy, a światło słoneczne wypalało gałki oczne. Nie było to może na tyle dotkliwe, żeby przestała normalnie funkcjonować, ale zdecydowanie w tym przeszkadzało. Zbierała się, żeby powiedzieć o tym mamie, ale mdłości i ból głowy co jakiś czas ustępowały, więc liczyła, że jest to tylko stan przejściowy. Oczywiście od samego początku snuła czarne scenariusze o nieuleczalnej chorobie, wplatając sobie do nich przystojnych lekarzy.

   Rozmyślania przerwało całkiem mocne uderzenie w prawy bark, które na chwilę pozbawiło ją równowagi. Torba zsunęła się jej z ramienia i uderzyła o ziemię. Łucja westchnęła ciężko i spojrzała za siebie na plecy oddalającego się mężczyzny, który nie pofatygował się nawet, żeby przeprosić. Przypadkowi przechodnie również nie przejmowali się zbytnio, gdy zbierała ubrania z ziemi i wkładała je z powrotem do torby. Niektórzy patrzyli na nią z politowaniem, co okropnie ją frustrowało.

   — Wszyscy się gdzieś spieszą. — Usłyszała rozbawiony głos. Ktoś podał jej długopis, którego nie zauważyła.
  — Dziękuję — mruknęła, wkładając go do torby i podniosła się z klęczek. Stała przed nią starsza kobieta przy kości w długiej spódnicy w kwiaty, okryta chustą w zupełnie inny, ale równie pstrokaty wzór. Nieznajoma podała jej niewielki kartonik.
 — Miłego dnia — pożegnała się i odeszła. Łucja zerknęła na niego i jeszcze bardziej sfrustrowana wrzuciła go do torby. Wizytówka. No jasne. Bo kto dziś pomaga bezinteresownie? Ten dzień to była jakaś wielka kpina. Przeklinając pod nosem wszystko, co ją spotkało, obiecała sobie naprawić w końcu zamek. Albo zainwestować w nową torbę. Nie wiedzieć czemu, wyjęła wizytówkę i spojrzała na nią jeszcze raz.
 — Wróżka — prychnęła pod nosem, ale coś powstrzymało ją od wyrzucenia kartki do śmietnika. 

***

   — To głupie uczucie — stwierdził, bawiąc się pustą filiżanką. — Przecież tam nie popełniają błędów. Tak mi zawsze mówiłaś.
  — Bo mnie też tak wychowano — odparła jego matka, nerwowo wyglądając przez okno. Po chwili zasłoniła bordowe zasłony i opadła na fotel naprzeciwko syna. — Nie sądziłam, że dożyję takich czasów. Teraz to my musimy pilnować tego, co się dzieje w Lustrzanym Mieście. — Pokręciła głową z niedowierzaniem. Wieści, które docierały do nich w ostatnich dniach, były naprawdę nie do pojęcia. Tu już nawet nie chodziło o to, że do czegoś takiego w ogóle doszło. Dużo większe przerażenie budził fakt, że nikt nie wiedział, co z tym zrobić.
  — Będę mógł pójść z wami? — zapytał nagle i spojrzał jej prosto w oczy. Był bardzo pewny siebie. Czasem ją to przerażało.
  — Miałam poruszyć ten temat — powiedziała, jakby to cokolwiek wyjaśniało. — Ale to nie do mnie należy decyzja, wiesz o tym. Zapytam i postaram się, żebyś mógł, okej? — zapytała łagodnie.
   Uśmiechnął się do niej szeroko, a ona nie mogła się powstrzymać i odwzajemniła uśmiech. Nagle skarciła się w myślach, bo zdała sobie sprawę, że znów zwróciła się do niego jak do małego dziecka. To była niemal obsesja: nie być jak własna matka, która zdecydowanie za długo uważała ją za głupią małolatę. Chłopak znów zajął się filiżanką i najwyraźniej myślami był daleko stąd. Spojrzała na niego i ogarnęło ją to potworne uczucie. Ostatnio dopadało ją coraz częściej, a przecież całe życie tak bardzo bała się go doświadczać. Widząc własnego syna, niemal dziewiętnastoletniego, czuła się po prostu potwornie stara i niepotrzebna.
  — Mamo. Przestań się tak na mnie patrzeć — zwrócił jej uwagę rozbawiony.
  — Jak? — zachichotała.
  — Jakbym był twoim prawnukiem.
 — Cóż za porównanie — parsknęła i na chwilę zamilkła. Cisza wydała jej się jednak zbyt przytłaczająca. — Kurczę, bo ty byłeś taki słodki, jak byłeś mały i teraz tak za tym tęsknię...
 — Jeny, przestań — jęknął. Starał się być mężczyzną, więc skutecznie to ukrywał, ale... uwielbiał ją. Była od niego tylko szesnaście lat starsza i dobrze się dogadywali. Traktował ją wręcz jak przyjaciółkę. Babci nigdy się to nie podobało. Od zawsze traktowała chłopaka z góry, bo w końcu był tylko niezaplanowaną konsekwencją wakacyjnej przygody, ale mama nigdy nie dała mu się tak czuć. Za to też ją kochał.
 — Okropnie jesteś do niego podobny — westchnęła, a on nie odpowiedział. Nie przepadała za drążeniem tego tematu. 

***

   Chodnik z drewnianych desek nad rowem to był największy absurd, jaki Lana widziała w całym swoim życiu. Zresztą cała ta wieś to jakieś nieporozumienie. Zero internetu, statystycznie jeden telewizor na setkę mieszkańców i kompletny brak higieny. Tak nastolatka widziała to miejsce. I naprawdę nie była uzależniona od technologii, ale dziury w ziemi zamiast sedesów... to była po prostu przesada. Najbliższe cywilizowane miejsce znajdowało się co najmniej pięćdziesiąt kilometrów na południe, a ojcu wcale nie spieszyło się do wyjazdu.

   Trochę inaczej wyobrażała sobie Rosję. Naturalnie nie raz słyszała internetowe historie o warunkach życia w tym kraju albo o bezdennej głupocie Rosjan. Jednak nigdy poważnie nie podchodziła do tego wszystkiego, bo równie dobrze sama mogła wymyślić cokolwiek i anonimowo opublikować to w sieci. Tymczasem bieda i brud rzeczywiście okazały się głównymi domenami tego kraju. A przynajmniej tej jednej, konkretnej miejscowości. Zapchlonej, obrzydliwej... wyliczała w głowie, żeby oderwać się od ostatnich wydarzeń. Gdybym rzuciła peta na chodnik, puściłabym to miejsce z dymem w jakieś pięć sekund, szydziła w myślach z niczego nieświadomej wioski. Rzeczywiście każdy budynek wykonany był z drewna, co naprawdę ułatwiłoby ogniowi sprawę.

   Noc była wyjątkowo cicha i ciemna. Praktycznie zerowy ruch na drodze, a właściwie ubitej ziemi i ciągłe awarie prądu sprawiały, że Lana czuła się wyjątkowo bliska natury. Żałowała, że nie może delektować się tym spokojem i po prostu napawać otoczeniem. Bo to nie był beztroski spacer.

   Jak na córkę zaprzysiężonego Dion przystało, szła oczywiście na polowanie. Od dziecka towarzyszyła w nich ojcu, ale po śmierci mamy zmieniły się jego cele. Zajmował się teraz własnymi sprawami, a Lanę obarczył odpowiedzialnością wykonywania jego pracy, żeby nikt z Lustrzanego Miasta nie upomniał się o niego z pretensjami. Trzeba było przyznać, że Lana była urodzoną Dion i podchodziła do swoich zadań bardzo profesjonalnie, dlatego nawet jeśli ktoś wiedział, że podszywała się pod tatę w raportach, prawdopodobnie przymykał na to oko. W końcu robotę wykonywała zgodnie z oczekiwaniami i to się liczyło.

   Znalezienie odpowiedniego domu było nie lada wyzwaniem, bo większość wyglądała jak opuszczone rudery, ale tylko jeden miał niemal całkowicie zawalony dach.
 — Nie zdziwię się, jeśli ktoś tam mieszka — mruknęła sama do siebie, ale już z takiej odległości słyszała niepokojące odgłosy. Według zlecenia to był zwykły cień — pozostałość po zmarłym, która nie była nawet osobnym bytem. Wystarczyło kilka prostych czynności, by się go pozbyć, ale niektóre bywały wyjątkowo upierdliwe, a Lana była już na tyle inteligentna, żeby nie bagatelizować zagrożenia. Wzięła głęboki oddech i weszła do budynku.

***

 — To zaszczyt gościć panią...
 — Zaszczyt — powtórzyła zszokowana. — Czyś ty do reszty zgłupiał?

  Łukasz szeroko otworzył oczy ze zdumienia. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Jego siostrzeniec z trudem powstrzymał uśmiech. Matka szturchnęła go delikatnie, żeby się opamiętał. Nie wynegocjowała mu udziału w tym spotkaniu, by się teraz zbłaźnił.
  — Przeżywamy w Lustrzanym Mieście najtragiczniejszy kryzys od stuleci. Nie myśl sobie, że jestem tu, żeby cię zaszczycić. Niepotrzebne mi twoje nieszczere formułki grzecznościowe — warknęła. Zasiadła przy stole razem z rodziną Sobańskich. Sala konferencyjna była oczywiście nieskazitelnie czysta. Gabriel po raz pierwszy znajdował się w niej z dorosłymi ludźmi, na poważnym posiedzeniu. — Do tej pory opieraliście się na plotkach — zaczęła powoli kobieta. — Wyjaśnię wam całą sytuację dokładnie, ale przypominam, że nasza rozmowa nie może wyjść poza te ściany. Czy to jasne? — Po tych słowach spojrzała prosto na Gabriela, doskonale wiedząc, że pierwszy raz bierze udział w takich obradach. Chłopak skinął głową na znak, że zrozumiał. Nie zamierzał zawieść zaufania rodziny.
  — Czy to prawda? Pęknięta klepsydra? — rozległ się słaby, przerażony głos ciotki. Miała już niemal sto lat, twarz okropnie pomarszczoną, a włosy - rzadkie, cienkie i siwe. Z trudem utrzymywała pozycję siedzącą na twardym, drewnianym krześle. Była przyzwyczajona do swojego wózka inwalidzkiego, który był niemal częścią jej ciała od wielu lat.
  — Tak. Z całym szacunkiem, pytania proszę zostawić sobie na koniec. Nie będę ukrywać, że to pierwszy raz w historii, kiedy dochodzi do czegoś takiego. Klepsydry nie raz próbowano kraść lub podmieniać, ale nigdy żadnej nie uszkodzono. Dlatego znaleźliśmy się w sytuacji krytycznej. Kiedy jeden z techników dokonał tego odkrycia, w górnej części zostało jedno ziarno. Jednak dzisiaj spadło i... utknęło. Przez pęknięcie zatrzymało się w rurce łączącej bańki. — Zamilkła na dłuższą chwilę.
  
  — Co to oznacza? — zapytał Łukasz, który od śmierci dziadka pełnił funkcję głowy rodziny.
 — Nie wiemy. Sprawdziliśmy oczywiście osobę, której przyporządkowano klepsydrę. Jej Opiekun wyparował, a jej nazwisko nie figuruje w dokumentach Przewodników — oznajmiła chłodno, jakby to była normalna rzecz. Wszyscy jednak wiedzieli, że była zwyczajnie wściekła, bo takie rzeczy działy się, kiedy to właśnie ona rządziła w Lustrzanym Mieście.
  — Nie figuruje... — powtórzyła wolno matka Gabriela. — To znaczy, że nie umrze?
 — To znaczy, że tylko czas może pokazać, bo nikt o takim przypadku nie słyszał. Przejdźmy do interesów. — Jej ton zmienił się odrobinę, kiedy wreszcie od opisywania, jak bardzo zawaliła sprawę, mogła przejść do działania i wydawania poleceń. — Nie zaszczycę swoją obecnością żadnej innej rodziny Strażników — zaczęła, specjalnie akcentując drugie słowo kpiącym tonem — ponieważ osoba przyporządkowana do klepsydry żyje na waszym terytorium. A ponieważ nie macie prawa dzielić się z nikim tym, co mówię, nikt się o aktualnej sytuacji nie dowie i to wy musicie pomóc w tej sprawie.

  Wszyscy posłusznie skinęli głowami, nie mając najmniejszej ochoty się kłócić. Byli zobowiązani do spełniania poleceń Lustrzanego Miasta, nawet jeśli żadne z nich nie przyczyniło się do powstania tego problemu. Kobieta uśmiechnęła się z satysfakcją. Nareszcie poczuła, że powoli odzyskuje nad wszystkim kontrolę.

***

Morze w oddali zdecydowanie było wypełnione wodą. Falowało, szumiało... no i pachniało solą. Ale im bliżej brzegu, tym bardziej przypominało płachtę niebieskiego materiału. Piasek też był jakiś nieswój. Wyglądał bardziej jak żółta maź, która przyjemnie rozpływała się pod stopami, zamiast drażnić i włazić w każdą możliwą szczelinę.
Łucja spokojnie spacerowała brzegiem. Podświadomość podpowiadała jej, żeby nie zbliżać się do krawędzi niebieskiej płachty, więc starała się utrzymywać bezpieczną odległość. Czasem próbowała się odwrócić plecami do morza, by zmienić kierunek marszu, ale niewidzialna siła nie pozwalała jej nawet spojrzeć w tamtym kierunku. Wyraźnie widziała, gdzie niosą ją nogi. I chociaż nie potrafiła powiedzieć dlaczego, okropnie się bała.
Gdy dotarła wreszcie do sylwetki, mogła się zatrzymać. Nie czuła zmęczenia, ale ogarnął ją błogi spokój.
Płachta okrywała całe jej ciało, ale Łucja po prostu wiedziała, że to kobieta.  W rękach trzymała kamienną tablicę. Wyryto na niej węże oplatające się nawzajem i wiele niezrozumiałych znaków.
   — Kim jesteś? — zapytała dziewczyna, mimo że na jawie nie byłaby tak odważna.
  — Panią — odparła głosem, który nie mógł należeć do człowieka i Łucja od razu pojęła, że jest to bardziej tytuł niż określenie płci. — A ty jesteś Przeklęta.
  — Dlaczego?
  — To coś więcej niż ty — stwierdziła ze smutkiem, zaciskając palce na tablicy. — Zawsze chodzi o coś więcej.

   Co właściwie skłoniło ją, żeby odwiedzić wróżkę? Prawdopodobnie to zwykła oszustka lub wariatka. Prawdopodobnie ceni swoje usługi za wysoko. Prawdopodobnie cała ta wizyta nie miała sensu, ale Łucja musiała do niej pójść, bo po prostu taką miała zachciankę. Jej stan pogarszał się z każdym dniem, a czekanie na wyniki badań dłużyło się niemiłosiernie, więc sama postanowiła zająć się tą sprawą. Być może nieprzerwany ból przegrzał jej mózg i dlatego uznała, że rozwiązanie problemu tkwi w tajemniczym śnie? Powtarzał się już którąś noc z rzędu i za każdym razem przebiegał tak samo. Dlatego Łucja po prostu nie mogła sobie pozwolić, żeby bezczynnie czekać. Siedząc w namiocie wyglądającym z zewnątrz jak miniaturka cyrku, kilkanaście razy podsumowywała fakty. Za każdym razem dochodziła do tego samego wniosku: traci czas. I pieniądze.

   — Wiedziałam, że przyjdziesz — przywitała ją kobieta, siląc się na hipnotyzujący głos. Usiadła na poduszce w złote wzory.
    — Hm — mruknęła w odpowiedzi i rozejrzała się po ciasnym namiocie, pełnym tandetnych ozdób. Ponieważ była osobą spokojną, bez trudu przełknęła złośliwości, które cisnęły jej się na usta.
   — Podaj mi rękę. — Łucja posłusznie wyciągnęła dłoń, a wróżka złapała ją i przymknęła oczy.
  — Widzę, jak pożera cię smok. I... kamienną tablicę. Powinnaś jej szukać. — Zacisnęła mocno powieki. — To wszystko.
   — Wszystko? — zapytała zdezorientowana dziewczyna. — Co było na tej tablicy?
  — Nie wiem. Po prostu jest ważna. — Wzruszyła ramionami i nagle zaczęła robić wszystko dużo szybciej. Wyjęła z kieszeni skórzany mieszek i położyła przed sobą. — Rzuć.
Łucja wyjęła z niego cztery białe kostki i nie przyglądając się nawet misternie wyrzeźbionym na nich wzorach, spełniła polecenie. Kości zatrzymały się, a kobieta uniosła brew do góry. Na każdej wypadł ten sam symbol.
  — Śmierć — podsumowała beznamiętnie. — Dziękuję za wizytę — dodała szybko. Wyraz jej twarzy był nieodgadniony.
  — Zaraz, chwileczkę. Chyba może mi pani wyjaśnić...
  — Koniec czasu, przykro mi — przerwała jej ostro, z tą samą zagadkową miną.
 — Zapłaciłam za to — oburzyła się, głównie przez złość na swoją naiwność. Wróżka zebrała szybko kości i bez słowa opuściła namiot. — Proszę pani! — Łucja poderwała się, ignorując ból i szybko dogoniła kobietę. Nie chodziło nawet o stracone pieniądze, bo nie był to jakiś majątek. Dziewczynę wyraźnie zainteresowały słowa wróżki.

   Od razu poczuła się dużo słabiej przez zbyt gwałtowne ruchy. Obraz zamazał się jej przed oczyma i zachciało się jej wymiotować. Tylko że tym razem atak był zdecydowanie mocniejszy. Spróbowała wziąć głęboki oddech, ale zdała sobie sprawę, że nie może.
Upadła.


 Zawarłam w nim wszystko, co chciałam, ale jakoś tak ciężko mi się go czyta. Mam nadzieję. że tylko ja odniosłam takie wrażenie. Dziękuję wszystkim za komentarze pod prologiem, było ich zaskakująco dużo i wszystkie bardzo mnie zmotywowały. Staram się nadrabiać blogowe zaległości, więc kto się czuje przeze mnie pominięty, zapraszam do spamu. Pracuję nad kilkoma zakładkami, które pomogą trochę ogarnąć fabułę, ale chcę, żeby fajnie wypadły, dlatego potrzebuję jeszcze trochę czasu.
P.S. Od 1 do 10 jak bardzo potrzebuję bety? Bo jak jest jakaś chętna, to zapraszam! :)

21 komentarzy:

  1. Radzę, abyś w podstronach nie zdradzała za bardzo fabuły ani świata (a także bohaterów). Możesz jedynie coś napomknąć na temat zasad ów świata.

    Opisy cudowne, przyjemnie się czyta twoją pisaninę. Styl dojrzały. Jednak trochę się gubię w tym rozdziale. Może dlatego, że świat jest inny i potrzebuję czasu, aby go zrozumieć ;)
    Z moich domysłów wynika, że istnieją dwa światy (co wspominałaś, reklamując swój blog, jeżeli się nie mylę).

    Liczę na kolejne rozdziały i że wyjaśnią trochę więcej.

    Pozdrawiam,
    http://serce-a-rozum.blogspot.com/
    http://zaginiona-roza.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie na tym mi zależy, żeby zakładki niczego nie spojlerowały. Dziękuję za miłe słowa! :)

      Usuń
  2. Cos (coś) wysysało całą - literówka
    — Wszyscy się gdzieś spieszą(.) — (U)słyszała rozbawiony głos.
    Nie zaszczycę swoją obecnością żadnej innej rodziny Strażników — zaczęła, specjalnie akcentując drugie słowo kpiącym tonem(bez kropki) — ponieważ osoba przyporządkowana do klepsydry żyje na waszym terytorium
    tajemniczym snie - literówka
    — Nie wiem. Po prostu jest ważna(.) — (W)zruszyła ramionami i nagle zaczęła robić wszystko dużo szybciej.
    Jak bardzo potrzebujesz bety? Hm... tak 4. Naprawdę masz mało błędów i są drobne, łatwe do ogarnięcia. Co prawda betuję już jedno opowiadanie, ale jeżeli chcesz mogę również betować Twoje.
    Naprawdę dobrze piszesz. Plastycznie, lekko. Wyjątkowo szybko się to czyta. Wcale nie miałam trudności z dobrnięciem do końca.
    Czytając początek, współczułam dziewczynie. Zawszy czytając o kimś takim albo słuchając o podobnych ludziach, mama nadzieję, że rzeczywiście wiele osiągną i udowodnią wszystkim, że wbrew pozorom coś w życiu osiągnęli. Bardzo mi się podoba kreacja Łucji (a właśnie na początku masz powtórzenie z tym słowem, teraz mi się przypomniało :P) i intryguje jej stan. Pewnie ma to związek z klepsydrą. Mam już teorie spiskowe na ten temat xD
    Podobają mi się imiona. "Gabriel" po prostu uwieeelbiam. Również bohater noszący to imię zdaje się być ciekawy. O i Lana. Ciekawe co też ważniejszego od pracy ma do roboty jej tatuś. Szczerze, na jej miejscu nie dałabym się tak wykorzystywać :D
    Podsumowując - very good
    Jeżeli mój komentarz nie ma składu i ładu, to przepraszam. Jestem na telefonie i strasznie trudno mi się pisze. Mogą więc pojawić się literówki i błędy.
    Pozdrawiam
    E.M.S.

    [https://naprzeciw-przeznaczenia.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, trochę tego jest. Już poprawiam. Cieszę się, że tak odbierasz bohaterów, ja też uwielbiam ich imiona.

      Usuń
  3. Dzień dobry. :)

    Zaskakująco dużo wątków. Mam problem z zapamiętywaniem imion (doskonała pamięć do twarzy tu się raczej nie przyda...), więc wybacz, jak będę mylić postacie i tak dalej. Trochę minie, zanim wszystko przyswoję.

    Nadal najbardziej intryguje mnie wątek pęknietej kapsuły. Wszyscy tak nad nią skakają, załamują ręce. Musi chodzić o coś ważnego.

    Śmierć? Czyja? Łucji? Jeszcze ten smok i tablica, hm... To jeden z tych rozdziałów, które chyba trzeba przeczytać jeszcze raz, by wszystko sobie przyswoić.

    Także podejrzewam, że kradzież kapsuły wiąże się ze złym stanem Łucji. To przekleństwo, omdlenie...

    Nie zanudzasz bezsensownymi scenkami i opisami. Wszystko jest odpowiednio wyważone, nieprzesadzone. Błędów dużo nie ma, jakieś przecinki, powtórzenia, więc nic w stylu: beta potrzebna na gwałt.

    Czekam na więcej.

    Miłego dnia. :)

    _________________________
    kot-z-maslem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonała pamięć do twarzy może ci się przydać jeżeli zapamiętasz wyimaginowany wygląd bohaterów :)

      Usuń
    2. Mam nadzieję, że nie zamotam za bardzo i wszystko. A co do domysłów, to nic nie zdradzam na razie!

      Usuń
  4. Od 1 do 10 wcale nie potrzebujesz bety :D Piszesz sto kroć lepiej ode mnie, psia mać, aż odechciało mi się pisać Unknown i zacząć coś od nowa, cholerka ;-; Muszę się wziąć w garść. D:

    Początek był nijaki - fabularnie, ofc - ale wprowadzał w całe wydarzenie. Szkoda mi Łucji z powodu jej prace i braku poszanowania przez pracodawcę, no ale... Tego w tym życiu raczej się nie uniknie. Wiem to aż za dobrze z przykładów ludzi mnie otaczających xd

    Pęknięta klepsydra... Co ona właściwie świadczy? Kiedy sie o tym dowiemy? :/ Już od prologu mnie to mega ciekawiło, ale moje nadzieje zostały rozwiane i jak widać nie dowiem się prędko konkretów XD
    A może to i dobrze? Niech akcja się zbyt szybko nie rozkręca, bo to nadaje urok temu opowiadaniu :D
    Kurna, czuję się, jakbym czytała normalnie książkę wyjętą z księgarni, omg D:

    Ciekawi mnie sen dziewczyny i dlaczego wróżka nagle nie chciała rozmawiać z nią o tym, co zobaczyła w Łucji. Śmierć to coś więcej niż nic! Mam nadzieję, że w 2 rozdziale moje wątpliwości zostaną rozwiane, a temat przepowiedni rozwikłany. Coś tak czuję, że młoda wróżce nie odpuści, o nie :D
    (W końcu wydała na nią połowę marnej pensji - a może mniej?

    Pozdrawiam serdecznie, Psychopatka <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bierz się w garść i pisz, pisz, pisz! :D Dzięki za miłe słowa, postaram się nie zanudzić. Wszystko się wyjaśni... kiedy nadejdzie czas! :D

      Usuń
  5. W głowie mam zamęt. Po przeczytaniu prologu i pierwszego rozdziału na myśl przychodzi mi milion pytań. Odpowiedź jest na nie jedna - muszę poczekać na następne części i przekonać się, co dalej. Zaciekawiłaś i to jak! Moim zdaniem nie potrzebujesz bety. Mi czytało się przyjemnie i szybko, co jest dziwne, bo zwykle skupiam się tylko na ff potterowskich :)
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziwnie się czuję, czytając rozdział. Nasuwa mi się wiele pytań. Ale czekam na dalsze podpowiedzi w następnych rozdziałach :)
    All the love xxx

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam. Może zacznę od tego, że bardzo dziękuję za zaproszenie na Tego bloga. Zainteresował mnie już sam tytuł, więc.., oto jestem!
    Przeczytałam parę komentarzy, tak z ciekawości i wiele osób nie pojęło o co dokładnie chodzi.. No bo przecież halo!? To dopiero pierwszy rozdział! No dobrze, nie unośmy się tak. :)
    Pomimo kilku faktów opisanych w rozdziale ja o dziwo, no tak mało wiele raczej, wszystko pojęłam (tak mi się wydaję). Tak to juz ze mną jest. Coś, co jest proste jak przysłowiowy drut nie może mi wejść do głowy a te zagmatwane rzeczy jakoś pojmuję. O Boże, coś ty ze mnie zrobił.?! :D
    Najbardziej interesuje mnie nazwa "lustrzane miasto". Serio, muszę się dowiedzieć dlaczego tak się zwie więc na pewno zajrzę tu jeszcze raz.
    Ogólnie chciałam jeszcze powiedzieć, że cudowny szablon. Chyba się w nim zakochałam. Ja od dawna szukam czegoś odpowiedniego dla siebie i znaleźć nie mogę...
    Jeszcze raz, rozdział, jak dla mnie, bardzo wciągający. Lubię takie klimaty. Trochę symboliki, tajemniczości i jeszcze to samo napędzające (chyba dobrze napisałam) napięcie... To coś dla mnie. Sama piszę opowiadania fan fiction lecz uwielbiam czytać takie historie jak To tutaj.
    Z chęcią poczytam ciąg dalszy i mam nadzieję, że ukaże się on już niedługo.
    Pozdrawiam i życzę weny, a wiem, że się przyda.
    Moonlight.

    P.S. Jak chcesz możesz mnie powiadamiać o nowych rozdziałach. Wiesz gdzie mnie znaleźć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, oczywiście będę informować :)

      Usuń
  8. Hej :)
    Jak dla mnie rozdział super.
    Bardzo ładnie wszystko opisujesz. Aż jestem ciekawa ile masz lat.
    Miałam wrażenie, że czytam książkę. Nie mogę się doczekać jak to wszystko rozwiniesz, ale najbardziej boję się tego, że w połowie opowiadania napiszesz, iż zawieszasz historię. Nie zrobisz tego, prawda?
    Pozdrawiam Digital!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postanowiłam sobie, że skończę to opowiadanie i wierzę, że mi się uda! :D Mam siedemnaście lat.

      Usuń
  9. Mi się ciężko nie czytało. Powiedziałabym nawet, że wręcz przeciwnie, za to niewiele rozumiem z całej fabuły. To jednak dopiero pierwszy rozdział, więc nie oczekuję, że wszystko od razu musi być oczywiste. Pewnie poskładam to sobie w sensowną całość po przeczytaniu kolejnych rozdziałów. Póki co zastanawiam się, o co może chodzić z całym tym Lustrzanym Miastem (swoją drogą nazwa naprawdę mi się podoba) i czemu te klepsydry są takie ważne. A tym bardziej nie rozumiem, czemu gorzej, że jedna z nich pękła, niż gdyby ktoś ją ukradł. Tak przynajmniej jest, tyle że uszkodzona, a jakby ktoś ją zabrał, to w ogóle by jej nie było.

    Czekam na rozdział drugi, to może wtedy jakoś dłużej i sensowniej się wypowiem.

    Pozdrawiam
    j-majkowska

    OdpowiedzUsuń
  10. W końcu zabrałam się za nadrabianie zaległości :D
    Matko! Cudowne, cały ten pomysł i ogólnie świat przedstawiony.
    Ciekawi mnie dlaczego pękła ta klepsydra i jak do tego mogło dojść? Bardzo ciekawa sprawa.
    No i mam wrażenie, że kradżież jest związana z Łucją... hmmmm...
    Opisy są fenomenalne, czcionka odpowiednia, miło się czytało :)

    weny!

    OdpowiedzUsuń
  11. Dobry! Przybywam z zaproszenia, które zostawiłaś na Life of Shinigami. Bardzo mi się podoba świat, który tu przedstawiłaś. Szablon też ładny.

    (...) Kiedy dopadał ją zły humor, a zewsząd atakowały kompleksy, lubiła sobie uświadamiać na nowo, że nie jest jakąś pustą lalką. Przecież zależy jej na dobrych studiach i satysfakcjonującej pracy. Rzadko zachowuje się bezmyślnie i stara się ponosić konsekwencje swoich działań. Zawsze podnosiło ją na duchu (...) — zmiana czasu z przeszłego na teraźniejszy.
    Prawdopodobnie szefowa znów zapomni o niej na miesiąc i zadzwoni[,] obrażona na samą siebie, że musi się zniżać do rozmowy z nieletnią podwładną.
    Naturalnie nie raz słyszała internetowe (...) — nieraz należy pisać razem, wyjątkiem jest zwrot „nie raz, nie dwa”.

    Uważam, że szefowa traktuje Łucję jak Kopciuszka — tyle że Łucja dostaje coś w zamian za wykonywaną pracę. To, co napisałaś o ludziach, myślę, że te słowa, iż dziś nikt nie pomaga bezinteresownie, są bardzo prawdziwe. Przyznam się, że ja też tak po prostu bym przeszła obok... Źle to o mnie świadczy, ale chcę być szczera sama ze sobą.
    Jużu, jak mi się fajnie czytało o tak dobrej relacji matki i syna! Aż mi się cieplutko na sercu zrobiło. Taka więź między nimi... Cieszę się, że z mamy nie zrobiłaś wrednego upierdliwca. Też mam w planach takie bardziej obyczajowe opowiadanie o tak wielkiej miłości syna do matki... Kiedyś go opublikuję, zobaczysz!
    Reszta rozdziału też jest w porządku, zaciekawiłaś mnie.
    A co do bety... Nie jest źle, naprawdę. Każdemu może zdarzyć się mały błąd, prawda? Zgadzam się z Digital, twój blog jest niczym książka. Taki... Wciągający. Hipnotyzujący.
    I mała rada na koniec — oddzielaj proszę swoje słowo końcowe od tekstu rozdziału, będzie czytelniej :)

    Pozdrawiam i liczę, że rychło zawitasz u mnie! :)

    Dravelia (tak, wiem, że w nicku mam inaczej, ale już przyzwyczaiłam się do tego, że mówią na mnie Drav).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za poprawki i komentarz. Oj, ja chyba też bałabym się pomóc. Ale cieszę się, że się podoba!

      Usuń
  12. Witaj, wybacz, za moje spóźnienie, ale wreszcie jestem.
    Lustrzane Miasto. Ach, ten tytuł od razu przyciągnął moją uwagę.
    Początek był zwykły, ale wciągnęłam się w czytanie i ze zwykłego początku stałą się ciekawa fabuła. Jestem ciekawa dokładnej historii Łucji.
    Pęknięta klepsydra - uwielbiam takie rzeczy, przedmioty, które na początku wydają się być dziwne, ale potem w dalszej części nabierają swego sensu. Kradzież kapsuły mogłaby być związana z tym stanem Łucji, ale przecież nie musi tak być. Oczywiście myślę, iż dowiem się tego w następnych rozdziałach.
    Brawa za to, że budujesz napięcie, stosujesz tajemnicze triki, dzięki którym czytelnik chce się więcej dowiedzieć.
    Co do bety - nie potrzebujesz jej, ale jeśli chciałabyś, jestem chętna na sprawdzanie rozdziałów :>
    Ślę ocean weny i pozdrowienia!
    Sovbedlly

    OdpowiedzUsuń