piątek, 26 sierpnia 2016

2. Pozdrowienia

— Gdzie byłaś? — Ojciec nawet nie zaszczycił jej spojrzeniem.
— Na polowaniu.
— Nie powinnaś się tak długo włóczyć po nocach — stwierdził, nadal nie podnosząc wzroku znad papierów na biurku. W jego tonie nie było nagany. Wypowiadał każde słowo obojętnie, jakby rozmowa z nią była jego przykrym obowiązkiem. Lana zatrzymała się na chwilę i wzięła głęboki oddech, by nie stracić nad sobą panowania. On doskonale wiedział, że chodziła na te durne polowania, żeby nie miał problemów z Lustrzanym  Miastem.
— Starałam się załatwić to szybko — odparła, siląc się na grzeczność.
— Więc następnym razem staraj się bardziej — syknął.
— Dobra — mruknęła tylko, wzruszając ramionami i natychmiast weszła do kolejnego pomieszczenia, chwilowo pełniącego funkcję jej pokoju. Szybko zdjęła kurtkę i ze złością cisnęła ją w kąt. Czasami zwyczajnie miała dość swojego życia. Położyła się na łóżku, licząc, że obserwacja sufitu pomoże jej się uspokoić.
Gdy trzy lata temu odeszła jej mama, Lana wiedziała, że ojcu bardzo ciężko będzie się z tym pogodzić. Zresztą początkowo ona sama nie potrafiła sobie poradzić z taką stratą. Każdego dnia tęskniła równie mocno, ale powoli przyzwyczajała się do nowej sytuacji. Była silna i lubiła tak o sobie myśleć. Paradoksalnie właśnie to myślenie dawało jej tę siłę. Tymczasem ojca ta śmierć zmieniła i Lana ze smutkiem wspominała, jak bardzo go kochała jako mała dziewczynka. Wciąż chciała go zadowalać, chronić i spełniała wszystkie jego polecenia, ale... wynikało to teraz z czegoś innego. Po części ze strachu, to na pewno. Był od niej trzy razy bardziej wybuchowy i zwyczajnie wolała, żeby się nie złościł. Ale głównie chodziło o takie dziwne poczucie obowiązku. Po prostu czuła, że tak powinna postępować i nie chciała, by ojcu stała się krzywda.
Nawet mimo tego, że tak bardzo nim gardziła, po tym jak spróbował szukać w niej pocieszenia po śmierci mamy...
***
Obudziła się na starej, opuszczonej stacji. Nie było żadnych kas, punktu informacji ani jakiegokolwiek budynku. Tylko spróchniałe zadaszenie i połamane ławki. Wsparła się o jedną z nich i wstała. Spojrzała na zarośnięte tory, ale dostrzegła tylko brunatną rdzę. Najwyraźniej czasy świetności tego miejsca minęły dawno temu.
Rozglądała się zdezorientowana, wypatrując czegokolwiek, co mogłoby podpowiedzieć, gdzie właściwie jest. O dziwo, nie czuła strachu. Miała wrażenie, że jej wspomnienia, a szczególnie te najświeższe, zamazują się. Chciała dowiedzieć się, jak znalazła się w tym miejscu, ale coś blokowało jej dostęp do tej części umysłu.
To było niezwykle irytujące uczucie: znać swoje imię, pochodzenie i przeszłość, ale nie czuć tych wspomnień, jako swoich.
Łucja potrząsnęła kilka razy głową. Co się z nią działo? Oczywiście, że są twoje, kretynko, skarciła się. Po chwili zdała sobie sprawę, że fizycznie czuje się wyjątkowo dobrze. Nadwrażliwość na światło, bolące mięśnie, duszności - wszystko to ustało.
Stację otaczała z każdej strony jedynie gęstwina drzew i dziewczyna zaczęła się zastanawiać, jaki sens miało budowanie jej na takim odludziu. Dostrzegła niebieską tabliczkę z nazwą miejscowości i szybko do niej podeszła, z ulgą stwierdzając, że gwałtowne ruchy już nie sprawiają jej bólu.
­ — Lustrzane Miasto — przeczytała cicho. Nic jej to nie mówiło.
***
Gabriel był przyzwyczajony do hałasu. W domu Sobańskich ciągle się coś działo i dawno przestało mu to przeszkadzać. Dorastał przy wrzaskach młodszego kuzyna i kuzynki, gdy nawet nie umieli mówić, a teraz znosił też ich awantury. Poza tym przyjmowanie licznych gości było tam na porządku dziennym. Często był to ktoś z Lustrzanego Miasta, innym razem Dion, a czasem dalsza rodzina lub znajomi. Na szczęście ich dom był na tyle ogromny, że nie tylko mieścił całą rodzinę, ale również potrafił zapewnić wszystkim trochę prywatności.
Tym razem nie wiadomo było nawet, o co poszło, ale skończyło się to rozbitym wazonem babci.
Chłopak udał się do starego ogrodu, gdzie lubił spędzać wolne popołudnia i postanowił rozkoszować się ciszą. Właściwie przebywanie tam napawało go odrobiną smutku. Gdy ciocia była jeszcze sprawna, zajmowała się utrzymaniem tego miejsca we względnym ładzie. Nikt z rodziny nie miał takiej ręki do roślin, więc teraz wyglądało na opuszczone. Wiedziony dziwnym przeczuciem, postanowił się przejść. Ich posiadłość z każdej strony otaczał rozległy las, ale bawił się w nim od dziecka, więc ciężko było mu się tam zgubić.
Zastanawiał się, czy będzie mógł pomóc Lustrzanemu Miastu. Wziął udział w obradach i czekał, aż otrzyma własną misję. Coś, co zrobi zupełnie sam i zasłuży sobie na odrobinę szacunku. Wreszcie wujek przestanie patrzeć na niego jak na szczeniaka, a babcia może w końcu dostrzeże w nim swojego wnuka. Wystarczyło tylko otrzymać jakieś zadanie. No i podołać mu. Gabriel westchnął, bo nagle zdał sobie sprawę, że to może nie być takie proste. Szczególnie w obliczu kryzysu, jakie przechodziło teraz Miasto. Wszystkie zaszczyty przypadną doświadczonym, bo on przecież nie poradzi sobie z trudnościami, jakie się szykują... A może to i lepiej? Może ten kryzys tak wszystkich przytłoczy, że zabraknie rąk do pracy i siłą rzeczy będzie musiał w czymś pomóc? Uśmiechnął się do siebie na tą myśl.
— Przepraszam? — Z zamyślenia wyrwał go słaby, wysoki głos.
Stała przed nim drobna dziewczyna. Gdyby byli obok siebie, jej głowa nie wystawałaby mu ponad ramię. W jej dużych, brązowych oczach malował się strach.
— Jak tu trafiłaś? — zapytał oszołomiony. Ciężko było dojść tak blisko domu Strażników, jeśli nie znało się drogi. Sytuacja wyglądała co najmniej podejrzanie. Nie miał przy sobie żadnej broni. Nie wziął nawet telefonu. — W tym lesie nie można się zgubić — stwierdził, jakby to mogło cokolwiek zmienić. Dziewczyna naprawdę przed nim stała i albo rzeczywiście była przerażona... albo tylko udawała. Gabriel zdecydowanie wolał tą pierwszą opcję.
— Nie pamiętam. Obudziłam się na starej stacji — wyjąkała tylko. Ta odpowiedź tylko potwierdziła jego podejrzenia.
— Kim jesteś? — warknął przekonany, że ma do czynienia z wrogiem.
— Łucja. — Wyglądała na coraz bardziej wystraszoną.
— I nie jest ci zimno? — zapytał z lekką kpiną i uniósł brew. Dziewczyna miała na sobie cienką bluzkę na ramiączkach i najwyraźniej nie przeszkadzało jej, że kończyła się jesień.
— Czuję, że jest zimno. Ale nie jest mi zimno.
— No tak. Jasne — odparł zaskoczony po krótkiej chwili ciszy. — Jesteś wiedźmą? — zapytał wprost. Po chwili zdał sobie sprawę, że nie było to zbyt mądre zagranie. Jeśli rzeczywiście nią była, na pewno by się nie przyznała. Albo zabiłaby go, dlatego, że się domyślił. Powinien trzymać jakieś asy w rękawie.
— Słucham? — parsknęła. — To żart?
Gabriel westchnął. Kompletnie nie wiedział, co robić. Jeśli udawała, zabranie jej do domu wiązałoby się nie tylko z utratą zaufania rodziny i Miasta, ale być może z dużo gorszymi konsekwencjami. Co prawda nikt nieproszony nie śmiał zapuszczać się tak daleko w las, ale kto wie? Może klepsydra była tylko początkiem? To mógł być podstęp.
— Nie wiem, o co chodzi — Łucja z trudem opanowała trzęsący się głos — ale po prostu pokaż mi, jak się stąd wydostać — zażądała, ale nie zabrzmiało to ani trochę władczo.
Gabriel kompletnie nie znał się na wiedźmach i ich sztuczkach. Czy mogła grać wystraszoną całą sytuacją aż tak dobrze? Naprawdę nie wyglądała najlepiej, a jej budowa i delikatna twarz tylko potęgowały to wrażenie. W brązowym, niedbale spiętym koku tkwiło kilka małych listków, jakby dziewczyna niedawno wytarzała się w ściółce. Patrząc na nią, poczuł się trochę winny. A co jeśli naprawdę się zgubiła i był jej jedynym ratunkiem?
— Słuchaj — zaczął, robiąc krok w jej stronę — chciałbym, ale nie mogę.
Łucja instynktownie cofnęła się, ale z roztargnienia zahaczyła nogą o wystający korzeń i straciła równowagę. Gabriel bez wahania chwycił ją za ramię i postawił z powrotem do pionu. Nie puścił jednak jej ręki i oboje wpatrywali się w siebie szeroko otwartymi oczami. Było dokładnie tak, jak opisała z zimnem — czuł, że się dotykają, ale nie czuł jej dotyku. Wyraz jej twarzy sugerował, że ona również jest tym zszokowana.
I wtedy go olśniło.
***
               — Czy ja o czymś nie wiem? — zapytała jego mama z lekkim rozbawieniem, gdy wprowadził do domu obcą dziewczynę. Dopiero po chwili dostrzegła, w jakim jest stanie.  — Wszystko w porządku? — zapytała, podbiegając do syna.
               — Chyba znalazłem pękniętą klepsydrę — oznajmił, a jego mama nie czekając na wyjaśnienia, zawołała Łukasza. Szybko wyminęła chłopaka i z troską otoczyła ramieniem Łucję.
— Chodź, napijesz się herbaty.
W kuchni siedzieli w niezręcznej ciszy. Dziewczyna piła napój ze łzami w oczach — czuła jego smak i czuła, że jest gorący, ale nie robiło jej to różnicy. Było dokładnie tak jak z zimnem i dotykiem innej osoby. Łucja czuła się kimś innym i potwornie ją to martwiło.
Do pokoju wkroczył rosły mężczyzna z kilkudniowym zarostem o niesamowicie ciemnych oczach. Od razu rzuciło jej się w oczy podobieństwo całej trójki. Wyraz twarzy miał dość groźny, jakby w każdej chwili był gotowy do awantury. Na widok intruza uniósł brwi, a dziewczyna skuliła się pod jego spojrzeniem. Nagle obserwowanie osadu na herbacie wydało jej się fascynującym zajęciem.
— Zanim zaczniesz na wszystkich wrzeszczeć, daj sobie wyjaśnić — oznajmiła kobieta bez cienia strachu. Po tych słowach i dyskretnej wymianie porozumiewawczych spojrzeń oboje opuścili kuchnię.
— Więc... co pamiętasz? — zapytał Gabriel i usiadł naprzeciw niej. Próbował z nią złapać kontakt wzrokowy, ale Łucja zdecydowanie więcej radości czerpała z ogladania wszystkiego poza nim. Nie przepadała za patrzeniem w oczy rozmówcom. Szczególnie tym nieznajomym. I przystojnym.
— Zemdlałam. — Wzruszyła ramionami. Ale gdzie to było? Nie mogła sobie przypomnieć. — Obudziłam się na jakiejś opuszczonej stacji. Od tamtego czasu dziwnie się czuję.
— To zrozumiałe — mruknął chłopak, ale na razie nie chciał powiedzieć jej nic więcej. Samo przyprowadzenie jej, bynajmniej nie było najlepszym sposobem na polepszenia relacji z wujkiem. — Jesteś głodna?
I znów zrobiło jej się okropnie przykro, gdy przyszło jej nagle do głowy, że być może już nigdy nie poczuje głodu albo pełnego smaku jedzenia.
— Nigdy się tak nie czułam — jęknęła i w myśl wypróbowanego sposobu spojrzała w górę, nie podnosząc głowy, żeby powstrzymać łzy.
— Powiedzmy, że moja rodzina zna się na takich sprawach. — Uśmiechnął się pocieszająco. — Coś wymyślimy.
— Sprawach nie czucia się sobą?
— Też — potwierdził i do kuchni wróciło rodzeństwo. Wystarczyło znaczące spojrzenie mężczyzny i Gabriel wraz z matką wyszli. Łucja nerwowym ruchem odgarnęła kosmyk włosów z twarzy i wtedy skończyły jej się pomysły, co może robić z rękami. Zaplotła je więc na kolanach i wbiła w nie wzrok.
— Nazywam się Łukasz Sobański. —Mężczyzna starał się mówić jak najłagodniej, widząc zdenerwowanie dziewczyny. — I muszę wiedzieć dokładnie, jak się tu znalazłaś.
— Czy będę mogła wrócić do domu? — wypaliła i podniosła wzrok.
— Tak, tak, oczywiście — odparł po chwili wahania. Łucja wzięła głęboki oddech i opowiedziała tyle, ile pamiętała. Mężczyzna kiwał wolno głową i nie poganiał jej. Dopytywał się o szczegóły, ale najświeższe wspomnienia zdawały się dopiero wracać do jej głowy. — Pamięć będzie wracać z czasem. To na pewno dla ciebie szok, więc spokojnie. Możesz u nas zostać na noc, bo nie zdążysz już na żaden pociąg. — Odchrząknął nieznacznie przed ostatnim słowem, jakby nie do końca wiedział, czy jest odpowiednie.
***
Po polowaniach Lana spała długo i głęboko, więc pukanie do drzwi z samego rana nie zakłóciło jej snu. Dopiero, gdy zamieniło się w natarczywe walenie, z jękiem zwlokła się z łóżka. Gdy zauważyła, że jest sama w domu, sięgnęła szybko po pistolet i schowała go za plecami.
— Kto tam? — zawołała, stojąc w takiej odległości, by oddać celny strzał w razie wyłamania drzwi.
— To ja — warknął jej ojciec. Lana westchnęła ciężko i odłożyła broń. Przez senność nie zastanawiała się nawet, dlaczego nie może otworzyć sobie sam, więc przekręciła kluczyk.
Niewidzialna siła odrzuciła ją do tyłu, a bolesne lądowanie pozbawiło tchu na kilka chwil. Poderwała się najszybciej, jak umiała i spojrzała na intruza. Czarne, dość długie włosy miał starannie zaczesane do tyłu, a sylwetkę zakrywał płaszcz. Był niewątpliwie szczupły i wysoki, więc przypominał trochę postacie z Matrixa. Do mieszkania wkroczył wręcz z lekceważeniem, a w jego oczach błysnęło rozbawienie, gdy zobaczył nastolatkę w gotowości do walki ubraną w różowy podkoszulek i czarne bokserki.
— Gdzie on jest? — zapytał, a jego głos zupełnie nie przypominał głosu ojca.
— Co ci do tego? — warknęła, myśląc gorączkowo o zdobyciu jakiejś broni. Pistolet leżał na szafce przy drzwiach, a więc zdecydowanie za daleko. Siła odrzuciła ją niemal pod własny pokój, więc jedyną szansę widziała w odwróceniu się i szukaniu czegoś właśnie tam.
— Tatuś ciąga cie po świecie, co? — Uśmiechnął się szyderczo. — Przede mną nie ucieknie.  — Z każdym słowem był coraz bliżej i Lana szykowała się do odwrotu. — Przekaż mu, że ma pozdrowienia od swojej ulubionej wiedźmy. — Wyprowadził cios tak szybko, że dziewczyna nie miała szans, żeby się uchylić. Kolejny pozbawił ją świadomości.
***
Drzwi były zamknięte na klucz i to od wewnątrz. Mieszkanie jednak wyglądało jak po porządnym huraganie. Lana czuła się, jakby przez ostatni tydzień bez przerwy piła alkohol i teraz musiała sobie radzić z potwornym kacem. Na własnym ciele nie znalazła żadnych siniaków ani ran. Tak jakby ktoś pobił ją od wewnątrz. Właściwie mogło to mieć jakiś tam sens — w końcu napastnik był wiedźmą. Pozbawił ją świadomości dwoma delikatnymi  ciosami, a wcześniej odrzucił parę metrów do tyłu, nie kiwając palcem. Jednak największe wrażenie na Lanie zrobiła sztuczka z zamianą głosu. Niewątpliwie poznała bardzo groźnego przeciwnika.
Najbardziej martwiło ją zniknięcie ojca. Nie dlatego, że prawdopodobnie wpakował się w cholerne kłopoty, bo o tym, że od dwóch lat zajmuje się podejrzanymi sprawami, wiedziała doskonale. Zastanawiała się, czy mógłby ją po prostu... porzucić? Najwyraźniej był poszukiwany już od jakiegoś czasu i akurat, gdy pojawił się problem, on wyparował bez ostrzeżenia. Lana mogła go winić za wiele rzeczy, ale nie mogła uwierzyć, że po prostu o niej zapomniał i odszedł, by ratować własną skórę. Za bardzo przypominała mu mamę i chociażby przez wzgląd na to, była gotowa wierzyć, że pod tym zniknięciem kryje się coś więcej.
Rozejrzała się po zdemolowanym mieszkaniu. Wiedźma na pewno czegoś szukała, ale dziewczyna nie potrafiła ocenić, czy to znalazła. Skąd mogła wiedzieć, czy ojciec zabrał wszystkie swoje papiery? Przebrała się szybko i spakowała swój niewielki majątek do zniszczonej torby. Pościeliła starannie łóżka i spróbowała ogarnąć bałagan, chociaż właściwie nie wiedziała dlaczego. Czy kogokolwiek w takiej dziurze będzie obchodzić włamanie?
***
Łucja nie przepadała za zwiedzaniem starych zamków, dlatego rzadko bywała w tak dużych i starych budynkach. Dom Sobańskich przypominał zabytkowy pałac i założyła śmiało, że musi mieścić setki pokoi. Otaczał go trochę zdewastowany, ale wciąż piękny ogród przypominający trochę francuskie. Z lotu ptaka niskie żywopłoty musiały tworzyć niesamowite wzory, a fontanna pokryta ciemnym osadem kiedyś zapewne nieustannie tryskała krystalicznie czystą wodą. Początkowo dziewczyna nie odczuła, że znajduje się w rezydencji. Nie poczuła zapachu wilgoci czy starości, a kuchnia była umeblowana zdecydowanie nowocześniej niż w jej własnym domu. Dopiero, gdy zaprowadzono ją do salonu, poczuła, że cofnęła się w czasie.
Zasiadła na czerwonej kanapie, która tak jak wszystko w tym pomieszczeniu, musiała być bardzo cennym antykiem. Przez chwilę rozglądała się niepewnie, nie wiedząc na czym zawiesić wzrok. Kazano jej czekać, więc bała się nawet wstać, by przyjrzeć się czemukolwiek z bliska. Nad marmurowym kominkiem wisiał portret kobiety z konewką na tle ogrodu. Z pewnością na nazwisko miała Sobańska, cechowały ją te same ciemne oczy i brązowe włosy.
— To ja. — Na dźwięk obcego głosu, Łucja aż podskoczyła. — Ale chyba jakieś trzysta lat temu — zachichotała staruszka na wózku inwalidzkim. Wyglądała bardzo słabo i z trudem popchnęła koła, żeby podjechać bliżej dziewczyny. — Ty jesteś Łucja.
— Tak, proszę pani.
— Jeszcze zanim się zjawiłaś, w naszym domu było o tobie głośno. — Znów ten serdeczny chichot. Spojrzała z powrotem na obraz. — Byłam trochę starsza od ciebie. Strasznie mi się spodobało podlewanie kwiatków, ale... teraz to już chyba nie dla mnie — zakończyła z delikatnym uśmiechem.
— Przepraszam, ale jak to było o mnie głośno? — zapytała nieśmiało i z lekkim niedowierzaniem.
— No cóż, może nie do końca o tobie — stwierdziła, jakby chciała przyznać dziewczynie trochę racji. — Ale o kimś. I tym kimś okazałaś się ty — zachichotała, ale nie dała sobie przerwać. — Łukasz jak  zwykle za grosz kultury — mruknęła pod nosem. — Pewnie strasznie się tu nudzisz, a to może im chwilę zająć. Diana! — zawołała i natychmiast rozległ się odgłos zbiegania po schodach.
— Tak ciociu?
— Jestem w salonie kochana.
Do pomieszczenia wbiegła najwyżej ośmioletnia dziewczynka. Jej krótkie, brązowe włosy otaczały okrągłą buzię jak hełm, co sprawiało, że wyglądała odrobinę dziwnie, ale wciąż uroczo.
— Oprowadź naszego gościa — powiedziała ciepłym głosem i mrugnęła porozumiewawczo.  Dziewczynka rozpromieniła się na te słowa i spojrzała wyczekująco na Łucję, więc ta z nieśmiałym uśmiechem wstała i opuściły salon. Zdawało jej się, że słyszy za sobą ciężkie westchnienie staruszki.
Dziewczyna wręcz liczyła na szerokie, wyścielone czerwonym dywanem schody z marmurowymi poręczami, tymczasem Diana zaprowadziła ją do pomieszczenia wyglądającego jak klatka schodowa w bloku. Jednak zamiast szarych ścian i zwykłych stopni, zobaczyła... drzewo. Całe pomieszczenie zostało na nie wystylizowane: na bokach schodów wyrzeźbiono korzenie a ściany pokryto gałęziami. Wchodząc, Łucja czuła, jakby rzeczywiście wspinała się na jego czubek. W końcu uznała, że musi trochę zwolnić, bo przebyły już dużą odległość, a wyglądało na to, że mają do przejścia jeszcze trochę. Jej młodsza przewodniczka kompletnie nie wyglądała na zmęczoną.
— To ja! — krzyknęła nagle i wskazała palcem na ścianę. Między gałązkami Łucja dostrzegła napisy i odczytała jeden z nich: Diana Sobańska. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że mijały prawdopodobnie setki takich drobnych nazwisk, bo były zakamuflowane i wyglądały po prostu jak część drzewa. — A to mój brat Kacper i kuzyn Gabriel — objaśniała dalej dziewczynka.
— Od samego dołu... to była cały czas twoja rodzina? — zapytała dziewczyna, będąc pod dużym wrażeniem. Ile czasu musiało zająć przygotowanie takiego miejsca?
— Tak. — Diana pokiwała głową entuzjastycznie, wyraźnie podekscytowana faktem, że ktoś jest zainteresowany jej słowami. — Rodzina Strażników nigdy nie może wymrzeć. Lustrzane Miasto o to dba — dodała. Liczyła, że imponuje starszej koleżance tymi wyjaśnieniami.
— Dlaczego?
— Bo ktoś musi pilnować wejścia do Miasta. Kiedyś to będę ja — oznajmiła z dumą. Łucja pokiwała głową, chociaż nie zrozumiała za wiele.
— A czemu te dwa nazwiska są zaklejone? — zdziwiła się, oglądając pokolenie rodziców dziewczynki.
— Babcia próbowała je wypalać, ale zawsze pojawiały się znowu. — Wzruszyła ramionami. — Jak się ktoś urodzi, to też się pojawiają. Ale w sumie to nie wiem, bo jestem najmłodsza.
— Ale dlaczego chciała je wypalać?
— Bo nie lubi taty Gabriela. Nie wzięli ślubu z jego mamą. A to jest wujek. Jego też nie lubi, bo uciekł z domu.
— I wrócił? — dopytywała się.
— Nie — odparła obojętnie. Łucja doszła do wniosku, że dziewczynka prawdopodobnie nawet go nie poznała.




Kariel: Znów bardzo dziękuję za odzew pod poprzednim postem! Aktualnie kombinuję, żeby posty były czytelne (co mam nadzieję trochę widać). Walczę z akapitami i generalnie staram się, żeby rozdziały jakoś tam wyglądały. Zbliża się pierwszy września i pewnie większości z nas nagle zabraknie czasu na blogowanie, ale postaram się dodawać rozdziały co dwa tygodnie i być na bieżąco u was. Pewnie zdarzy mi się trochę opóźnień, ale pouczyć się też się muszę xD Kolejny rozdział powinien kilka spraw wyjaśnić, ale liczę, że ten nie jest taki zły :)

12 komentarzy:

  1. Dzień dobry. :)

    Czcionka się zbuntowała czy to efekt zamierzony odnośnie tej czytelności? Wpadłam, żeby poinformować, że, choć już przeczytałam, skomentuję jutro w godzinach popołudniowych.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zbuntowała, bo trochę się nakombinowałam z wyglądem, ale żeby już nic nie popsuć, zostawiłam:) Czyta się gorzej?

      Usuń
    2. Nie, że znowu gorzej, ale wolałam tamten odcień żółtego. Ładnie kontrastował, a moje wyjątkowo wrażliwe patrzałki i tak czuły się komfortowo.

      Nie spodziewałam się takiej relacji Lany z ojcem. Z tym pocieszeniem... bardzo toksyczna relacja. Trudno dziewczynie nie wspólczuć, zwłaszcza że mimo wszystkiego bardzo go kocha i na siłę usprawiedliwia.

      Gdzie się tak spieszy dziewczynie do Lustrzanego Miasta? Nie radzę być ciekawym, moja droga, bo sobie długo nie pożyjesz.

      Gabriel się nie popisał z tym (Jesteś wiedżmą?), ale wyszło, według mnie, całkiem zabawnie.

      Po czwartym przerywniku akapity zaczęły żyć własnym życiem.

      Pęknięta klepsydra... No nieźle.

      Ciągle czytałam Lena a nie Lana, bo u siebie mam Lenę...

      (Tatuś ciąga cie po świecie, co?). Cię.

      (Nie dlatego, że). Dlatego że.

      (Tak (,) ciociu?).

      Dużo się dzieje, ale tak dawkujesz informacje, że wszystko rozumiem. Czekam na więcej.

      Do trójki. Miłego.

      _________________________
      kot-z-maslem.blogspot.com

      Usuń
    3. Bloger uwielbia sobie ze mnie żartować. Próbowałam poprawić wizualnie, a inne rzeczy zaczęły świrować... Postaram się to ogarnąć.
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  2. Mi, podobnie jak Corteen, bardziej podoba się ten żółty. :) Rozdział jest ciekawy. Już powoli zaczynam ogarniać, kto jest kim. ;p
    Zastanawia mnie, czy Łucji uda się jakoś wydostać z Lustrzanego Miasta czy może jakieś władze jej coś zrobią, żeby nic nie wydała. ;d
    Jej młodsza przewodniczka kompletnie nie wyglądała na zmęczoną. - Nie wiem, czy to tylko mi, ale to "kompletnie" trochę nie pasuje. Zmieniłabym to na "wcale" lub "w ogóle".
    Jednak największe wrażenie na Lanie zrobiła sztuczka z zamianą głosu. - ze zmianą głosu
    Pozdrawiam i życzę weny. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział ciekawy i coraz bardziej ogarniam te przejścia między bohaterami :) Jeśli mogę zaproponować - może warto jakoś zaznaczyć te przejścia między nimi, bo czasami można się łatwo pogubić :)
    Rozdział był ciekawy i dosyć sporo się w nim działo. Również byłam zaskoczona relacją między Laną a jej ojcem. :)

    Pozdrawiam, Dev

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, te przejścia nie są zbyt widoczne. Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  4. Ten rozdział trochę mi rozjaśnił całą sytuację, chociaż i tak nie do końca rozumiem, o co może chodzić z tymi klepsydrami. Czy każda klepsydra to jedno życie, a jak się zbije, to człowiek umiera? A że ta jedna tylko pękła, to Łucja jest zawieszona pomiędzy życiem a śmiercią? Bo trochę tak to mi wygląda. Chociaż zastanawiam się, czemu miasto w takim razie nazywałoby się akurat lustrzanym i czemu trzeba strzec wejścia do niego. Ale tego wszystkiego pewnie dowiem się już wkrótce.

    Poza tym zastanawiałam się, jaki może być związek między Laną a Sobańskimi i tak mi przyszło do głowy - czyżby ten wujek, który uciekł, to ojciec Lany...?

    Pozdrawiam
    j-majkowska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo ciekawych teorii, ale żadnej nie mogę jeszcze skomentować. Ja też pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Ciekawy rozdział. Oczywiście domyśliłam się na samym początku, że Łucja na związek z tajemniczą klepsydrą. Podoba mi się ten rozdział a już na samym wstępie masz u mnie plusa za nawiązanie do Matrixa.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurde, masz naprawdę oryginalny pomysł i ja nadal nie potrafię odczytać tej fabuły! Ciekawi mnie cholernie, co będzie dalej i jaka akcja czeka mnie w czytaniu kolejnych rozdziałów. Nic nie jest banalne, fantastyczne wręcz bym powiedziała! Czułam się tak, jakbym czytała jedną z moich ulubionych książek! Przechodzisz z wątku do zupełnie innego i nie gubisz się w tym. Pozazdrościć... Ja mam wrażenie, że nieco się gubię, a moje słowa są zbyt banalne, by można było to nazwać dobrym opowiadaniem :/
    Choć ta zawiłość wątków lekko mnie zagubiła, pojawienie się Lany w tym domu u starszej kobiety i oprowadzanie jej przez małą dziewczynkę spodobało mi się najbardziej i to jej jestem ciekawa!
    Z drugiej strony motyw rozbitej klepsydry jako "żywej" postaci tamtej dziewczyny zaintrygowało mnie równie mocno i już snują mi się różne myśli po głowie, jednak nie będę tu gdybać, tylko lecę czytać, bo mam zaległy jeszcze jeden, jak widzę, rozdział :D
    Tak mnie "nawenowałaś" tym rozdziałem, że chyba szybciej uda mi się swój poprawić xD

    OdpowiedzUsuń